Pięć osób i dwa koty idą w stronę akademii:
- Tak właściwie, to dlaczego Mira i Lisanna nie przychodzą do szkoły? - Erza spróbowała rozkręcić rozmowę.
- Są przeziębione. Elfman powiedział, że "musi sobie urządzić kwarantannę od kochanych siostrzyczek", czy coś w ten deseń. - odpowiedział Natsu.
- Co za idiota, to tylko przeziębienie... - Gray walnął się w głowę. Lucy od paru minut była pogrążona w myślach.
- Lucy-san? - Wendy na nią spojrzała. Blondynka jej nie usłyszała. Teraz wszyscy się jej przyglądali. Blond-włosa potknęła się o kamień na nierównym chodniku. Przyjaciele rzucili się jej na pomoc i to dosłownie. Jednak coś lub ktoś zamortyzował jej upadek, przez co, to oni upadli. Był to blond-włosy chłopak.
- W porządku? - zapytał.
- Tak, przepraszam. - odsunęła się od niego.
- Mahiro, zawsze pojawiasz się w najbardziej odpowiednim momencie. - stwierdziła Charla. Wszyscy wstali.
- Aye! - dodał Happy. Zadzwonił dzwonek na lekcje.
- A dzwonek musi zadzwonić w najmniej oczekiwanym momencie... - powiedziała Lucy.
- Aye... - dodał Happy. Ruszyli szybkim krokiem w stronę wejścia.
- Chwila, teraz wf (wychowanie fizyczne)... - przypomniała szkarłatno-włosa dziewczyna.
- No tak... Musimy iść do sali gimnastycznej. - Gray skierował się w stronę sali.
Lucy, Erza i Wendy zniknęły za drzwiami damskiej przebieralni. Natsu i Gray westchnęli i weszli do swojej przebieralni.
- Alice, nosisz za duży stanik! - krzyknęła Yuuki.
- Przestań żartować, Yuuki... - powiedziała Alice.
- No co? Chciałam rozluźnić atmosferę. - skrzyżowała ręce. Wendy wstydziła się przebierać przy dziewczynach, ponieważ była najmłodsza i miała najmniejsze piersi. W tej przebieralni, rozmowy zawsze schodziły na te tematy...
- Wychodźcie! Mam klucze i muszę zamknąć drzwi. - Aiko skierowała się w stronę wyjścia.
- Dobraa! - wszystkie poszły za nią. Drzwi zostały zamknięte. Dziewczyny poszły na salę.
- Na rozgrzewkę, 5 kółek dookoła sali. - trener rozsiadł się i czytał gazetę.
W tym momencie, do sali wparowali dwaj, dobrze zbudowani mężczyźni:
- Szukamy Lucy Heartfilii. Mamy dla niej dwie wiadomości. Prosimy bez oporu do nas podejść. - powiedział jeden z nich. Blondynka się przeraziła. Natsu pchnął ją za siebie, co miało znaczyć, że nie może do nich iść.
- W takim razie, musimy zastosować specjalne środki. - zdjęli swoje przyciemnione okulary. Chociaż nikt nie wiedział, jak Lucy ma na nazwisko, to wszyscy domyślili się, że chodzi o nią.
- Ja jestem Lucy! - krzyknęły równocześnie dziewczyny.
- Nie, bo ja jestem Lucy! - tym razem, chłopacy krzyknęli jednocześnie. I w ten sposób słychać było tylko krzyk.
- Mamy podstawowe informacje o jej wyglądzie, a nawet zdjęcie. - drugi mężczyzna wyjął zdjęcie z kieszeni i pokazał wszystkim. Teraz byli pewni, że chodzi o nią. Skojarzyli też, że rodzina Heartfilia jest jedną z najbogatszych rodzin w kraju. Różowo-włosy objął roztrzęsioną Lucy. Ona... ten fakt ją zdziwił. Jeszcze nigdy nie była tak blisko jakiegokolwiek chłopaka.
- Co się dzieje? - trener spojrzał na mężczyzn (Taak, bo dopiero ich zauważył xD dop. aut.).
- Proszę nam przekazać Lucy Heartfilię.
- Dobrze... - podszedł do blondynki.
- Co za nauczyciel... - warknął Gray.
- Nie pójdę z wami! Nie wrócę do tamtego domu! - wybiegła z sali. Okazało się, że jest ich więcej i złapali ją później.
- Puszczaj! - wyrywała się. To nic nie dało, oni ważyli z... 60 kg. więcej. Była bezsilna. Łza spłynęła po jej policzku. Była pewna, że będzie musiała tam wrócić. Przestała się wyrywać, gdy zobaczyła nieprzytomną matkę w samochodzie. Jej przyjaciele, nie słuchając trenera, pobiegli w stronę, w którą ją zabrali. Było za późno. Zobaczyli tylko odjeżdżający samochód.
- LUCY! - krzyknęli równocześnie. Musieli siłą zabierać ich z powrotem na lekcje.
- Tak obojętnie traktujecie uczennicę?! - zapytał, a raczej wykrzyczał Natsu.
- Ja tutaj nie uczę. Przyjechałam, żeby pilnować uczniów podczas egzaminu, w razie, gdyby jakiś nauczyciel podpowiadał chcąc, żeby jego szkoła wyszła najlepiej. - odpowiedziała kobieta z Lamia Scale. Gdy się obejrzała, Erzy, Natsu, Gray'a, Wendy, Happy'ego i Charli już nie było. - Zwiali! - wysyczała
Biegli za samochodem już dobrą godzinę. W najmniej oczekiwanym momencie, zniknął z ich pola widzenia:
- Cholera, zgubiliśmy się... - stwierdziła Erza.
- To Ty nam kazałaś iść przez skróty! - skarcił ją Gray.
- Tędy do Hargeonu. A w ogóle, raz na jakiś czas, Wy też możecie ruszyć móżdżkami. - dziewczyna zmarszczyła brwi.
Wybrali drogę prowadzącą do Hargeonu:
- Teraz mamy tak biec? - zapytał Natsu.
- A mamy inny wybór?
- Idioci... - Erza nagle się zatrzymała. - Taksówka! - pobiegli w stronę postoju taksówek.
Gdy już tam byli, błyskawicznie wsiedli do samochodu.
- Do Hargeonu! - Gray spojrzał na kierowcę. Po chwili wyjął portfel i zapłacił. - Dlaczego ja?
- Leci na polsacie. Chyba... - Happy podrapał się po brodzie.
- Egh, skończcie te idiotyczne rozmowy. - skarciła ich Charla.
Reszta "podróży" przebiegła w ciszy.
- To tutaj, wysiadać. - kierowca taksówki nawet na nich nie spojrzał, nie zdążył. Kiedy tylko się zatrzymał, już się po nich kurzyło.
- Tak właściwie, to gdzie jest posiadłość rodziny Lucy-san? - niebiesko-włosa dziewczynka przypomniała sobie o istotnej rzeczy.
- Wendy, Wendy - Gray klepnął ją po ramieniu. - Mamy tutaj psa- to znaczy, Natsu, który ma ten swój "siódmy zmysł" i ją wywęszy. - skierował złośliwy komentarz w stronę różowo-włosego chłopaka.
- Masz okres, mrożonko? - Natsu nie pozostał dłużny.
- Odszczekaj to! - krzyknął Gray.
- Obfity? Iść po podpaski? - dogryzał ciągle granatowo-włosemu. Zaczęli się bić.
- Kretyni! Mieliśmy iść po Lucy, a wy co robicie?! Wendy, Ty też jesteś smoczą zabójczynią. Dasz radę "wywęszyć" Lucy? - spojrzała na dziewczynkę.
- Dam z siebie wszystko. - zaczęła robić to, o co ją poproszono. Chłopcy chwilę stali z tyłu, aż pobiegli za dziewczynami:
- Zakład, że będę pierwszy?! - zaczął lodowy mag.
- Hahaha, - zaśmiał się Salamander. - nie masz najmniejszych szans! - przyspieszył. Teraz się ścigali. Udało im się zremisować. Nim się obejrzeli, byli pod posiadłością rodziny blondynki. Wbili z buta, jak to oni. Drzwi poleciały parę metrów do przodu, pod wpływem pięciu kopniaków. Wnętrze budynku było bardzo bogate. Ściany pomalowane na biało ze złotymi wzorami, podłoga wyłożona panelami, czerwony dywan prowadzący do schodów o podobnym odcieniu, co panele. Bez dłuższego zastanowienia, wbiegli na górę. Usłyszeli krzyki dobiegające z pokoju na piętrze:
- Nie! Nie jestem czymś, co możesz oddawać z rąk do rąk! - blond-włosa walnęła pięścią w biurko ojca.
- To nie było pytanie, smarkulo! - jej ojciec uniósł rękę i walnął Lucy w twarz. Zamurowało ją. Fakt, często się kłócili, ale jeszcze nigdy jej nie uderzył. Na policzku dziewczyny został czerwony ślad. Łzy zaczęły spływać jej do oczu.
- Straciłeś córkę, nie masz córki! Nie potrzebuję najdroższych ubrań wysokiej marki, nie potrzebuję, byś organizował mi jakieś cholerne przyjęcia, potrzebuję miłości! - wykrzyczała przez łzy. - Gdzie jest mama?! - w tamtym momencie, do pomieszczenia wbiegli przyjaciele Lucy. - C-Co wy tu robicie? Zerwaliście się? - przetarła oczy, myśląc, że to tylko wyobraźnia. Nie, oni naprawdę tam byli, to nie była wyobraźnia. Uśmiechnęła się. W końcu znalazłam prawdziwych przyjaciół... pomyślała.
- O co w tym chodzi? - spojrzeli na nią pytająco.
- Później to wyjaśnię... - znowu zwróciła wzrok na ojca. - Zadałam pytanie! Gdzie jest mama?!
- Cóż... Straciła przytomność, więc moi ludzie zabrali ją do szpitala. - odpowiedział spokojnie.
- Czy ty wiesz, że ona jest poważnie chora?! - zaczęła się cofać. - Idiota! - wybiegła z pokoju. Natsu, Erza, Gray, Wendy, Happy i Charla chwilę się na niego patrzyli z politowaniem, po czym wybiegli za przyjaciółką.
Znowu musieli biegnąć, byli wykończeni po poprzednim wysiłku fizycznym, ale w końcu przyszli "odbić" Lucy:
- Co się stało? - zaczął Gray.
- Mama straciła przytomność, pewnie nie obudziła się do tej pory... Jest źle. - słychać było cichy szloch blondynki.
- Nie martw się na zapas. - Natsu złapał rękę dziewczyny. - Wszystko będzie dobrze, jesteśmy z Tobą. - uśmiechnął się szeroko. Blondynka wtuliła się w jego ramię, coś kazało jej to zrobić. Czuła się bezpiecznie.
- Pani Lucy, skąd Pani wie, gdzie została zawieziona Pani mama? - zapytała Wendy.
- Zawsze woził się do tego samego szpitala. - zatrzymała się. - To tutaj... - puściła ramię Salamandra i popchnęła wielkie, szklane drzwi. Podeszła do recepcjonistki.
- Przepraszam, czy dzisiaj została tu przywieziona Layla Heartfilia? - zapytała grzecznie.
- Och, Pani jest kimś z rodziny?
- Tak, a coś się jej stało? - zadała kolejne pytanie.
- Lekarz jest w gabinecie numer 23, 2 piętro po prawej.
- Dziękuję. - szybkim krokiem poszła do windy, oczywiście jej "ekipa" razem z nią.
Gdy już była na 2 piętrze, skierowała się do gabinetu lekarza. Zapukała.
- Proszę! - odpowiedział męski głos.
Weszła, dając znak przyjaciołom, żeby nie wchodzili za nią. Zamknęła drzwi i usiadła na fotelu, naprzeciw biurka lekarza:
- Co z moją mamą?
- Córka Pani Heartfilii? - spojrzał na nią.
- Tak. - odpowiedziała.
- Panienki mama jest w bardzo złym stanie... Można powiedzieć, że kolejne godziny będą decydujące. - oparł łokcie o biurku, oczekując reakcji. Dziewczyna zakryła twarz dłońmi i zaczęła łkać. Jeśli ona umrze, nie zostanie mi nikt z rodziny... Co ja zrobię sama? Nie dam sobie rady, a tylko mamie na mnie zależy... Te myśli ją dręczyły.
- Jest w sali obok... A teraz muszę iść do pacjenta. - wstał i otworzył drzwi, dając znak, żeby już wyszła. Gdy wyszła, ze łzami w oczach poszła do pokoju obok.
- Mamo... - złapała Laylę za rękę. - Nie zostawisz mnie, prawda? Powiedziałaś, że wygrasz z tą chorobą, że nie dasz mi kolejnego powodu do płaczu... - wtuliła się w zimną rękę matki.
Do sali weszła pielęgniarka:
- Musi Pani już iść. - spojrzała współczującym wzrokiem na Lucy.
- Rozumiem... - zarzuciła torbę na ramię, po czym poszła do przyjaciół.
- Jest źle? - zapytał Happy.
- Tak... "bardzo źle"... Nie chcę, żeby odchodziła... - łza spłynęła po policzku Lucy.
- Jesteśmy z Tobą. - Erza przytuliła przyjaciółkę.
- Pewnie będziemy mieć przechlapane za opuszczenie egzaminu... - Wendy sarkastycznie się zaśmiała.
- Mówi się trudno. Nie zabiją nas. Chyba... - Gray zaczął rozmyślać.
Różowo-włosy przytulił blondynkę.
- Na-Natsu...? - zająknęła się.
- Ja zawsze będę przy Tobie. - szeroko się uśmiechnął.
- Ona też tak mówiła... - chłopak wytarł łzy w kącikach oczu dziewczyny.
- Ja nie kłamię. Nie zostawię Cię. - rzekł poważnie. Z sali wybiegła pielęgniarka:
- Szybko, lekarz! Po podaniu leków, stan pacjentki jest drastyczny! - krzyknęła kobieta w pielęgniarskim stroju.
- Mamo! - Lucy rzuciła się, by wparować do pomieszczenia z hukiem, ale przyjaciele ją powstrzymali. Sunęła się po ścianie na podłodze i zaczęła łkać.
Lekarze bardzo długo się starali:
- Przykro nam... - rzekł jeden z nich, smutnym tonem.
- Kłamiesz! - wbiegła do środka. Pielęgniarki przykrywały jej matkę posłaniem, ale Lucy przeszkodziła im w tej czynności. Chciała zobaczyć ostatni raz twarz jej matki. Padła na krzesło, obok łóżka:
- Nie martw się... Nie mam Ci tego za złe... - z ciepłym uśmiechem wpatrywała się w oczy matki. - Po prostu, jesteś potrzebna po drugiej stronie, w tym lepszym świecie... Pozdrów ode mnie dziadka, dobrze? - ostatni raz wtuliła się w ciało matki. Zasłoniła ją kocem i wyszła z pokoju. Teraz przelatywały jej wszystkie chwile spędzone z matką. Chciała powstrzymać łzy, lecz nie mogła. To było za trudne. Nie został jej nikt z rodziny, poza ojcem, dla którego liczą się tylko pieniądze. Ruszyła w stronę wyjścia, a jej ekipa za nią. Szli w ciszy, co jakiś czas patrząc to w lewo, to w prawo. Nie chcieli widzieć zapłakanej twarzy nowej przyjaciółki. Happy sam się rozpłakał, widząc to. Do niej nie pasował smutek, do niej pasowało śmianie się, wspólna zabawa, nie łzy. Po wyjściu ze szpitala, znowu zamówili taksówkę i Gray znowu za wszystko płacił. Tym razem, bez protestu. Pojechali do Magnolii.
- Dobrze... - podszedł do blondynki.
- Co za nauczyciel... - warknął Gray.
- Nie pójdę z wami! Nie wrócę do tamtego domu! - wybiegła z sali. Okazało się, że jest ich więcej i złapali ją później.
- Puszczaj! - wyrywała się. To nic nie dało, oni ważyli z... 60 kg. więcej. Była bezsilna. Łza spłynęła po jej policzku. Była pewna, że będzie musiała tam wrócić. Przestała się wyrywać, gdy zobaczyła nieprzytomną matkę w samochodzie. Jej przyjaciele, nie słuchając trenera, pobiegli w stronę, w którą ją zabrali. Było za późno. Zobaczyli tylko odjeżdżający samochód.
- LUCY! - krzyknęli równocześnie. Musieli siłą zabierać ich z powrotem na lekcje.
- Tak obojętnie traktujecie uczennicę?! - zapytał, a raczej wykrzyczał Natsu.
- Ja tutaj nie uczę. Przyjechałam, żeby pilnować uczniów podczas egzaminu, w razie, gdyby jakiś nauczyciel podpowiadał chcąc, żeby jego szkoła wyszła najlepiej. - odpowiedziała kobieta z Lamia Scale. Gdy się obejrzała, Erzy, Natsu, Gray'a, Wendy, Happy'ego i Charli już nie było. - Zwiali! - wysyczała
Biegli za samochodem już dobrą godzinę. W najmniej oczekiwanym momencie, zniknął z ich pola widzenia:
- Cholera, zgubiliśmy się... - stwierdziła Erza.
- To Ty nam kazałaś iść przez skróty! - skarcił ją Gray.
- Tędy do Hargeonu. A w ogóle, raz na jakiś czas, Wy też możecie ruszyć móżdżkami. - dziewczyna zmarszczyła brwi.
Wybrali drogę prowadzącą do Hargeonu:
- Teraz mamy tak biec? - zapytał Natsu.
- A mamy inny wybór?
- Idioci... - Erza nagle się zatrzymała. - Taksówka! - pobiegli w stronę postoju taksówek.
Gdy już tam byli, błyskawicznie wsiedli do samochodu.
- Do Hargeonu! - Gray spojrzał na kierowcę. Po chwili wyjął portfel i zapłacił. - Dlaczego ja?
- Leci na polsacie. Chyba... - Happy podrapał się po brodzie.
- Egh, skończcie te idiotyczne rozmowy. - skarciła ich Charla.
Reszta "podróży" przebiegła w ciszy.
- To tutaj, wysiadać. - kierowca taksówki nawet na nich nie spojrzał, nie zdążył. Kiedy tylko się zatrzymał, już się po nich kurzyło.
- Tak właściwie, to gdzie jest posiadłość rodziny Lucy-san? - niebiesko-włosa dziewczynka przypomniała sobie o istotnej rzeczy.
- Wendy, Wendy - Gray klepnął ją po ramieniu. - Mamy tutaj psa- to znaczy, Natsu, który ma ten swój "siódmy zmysł" i ją wywęszy. - skierował złośliwy komentarz w stronę różowo-włosego chłopaka.
- Masz okres, mrożonko? - Natsu nie pozostał dłużny.
- Odszczekaj to! - krzyknął Gray.
- Obfity? Iść po podpaski? - dogryzał ciągle granatowo-włosemu. Zaczęli się bić.
- Kretyni! Mieliśmy iść po Lucy, a wy co robicie?! Wendy, Ty też jesteś smoczą zabójczynią. Dasz radę "wywęszyć" Lucy? - spojrzała na dziewczynkę.
- Dam z siebie wszystko. - zaczęła robić to, o co ją poproszono. Chłopcy chwilę stali z tyłu, aż pobiegli za dziewczynami:
- Zakład, że będę pierwszy?! - zaczął lodowy mag.
- Hahaha, - zaśmiał się Salamander. - nie masz najmniejszych szans! - przyspieszył. Teraz się ścigali. Udało im się zremisować. Nim się obejrzeli, byli pod posiadłością rodziny blondynki. Wbili z buta, jak to oni. Drzwi poleciały parę metrów do przodu, pod wpływem pięciu kopniaków. Wnętrze budynku było bardzo bogate. Ściany pomalowane na biało ze złotymi wzorami, podłoga wyłożona panelami, czerwony dywan prowadzący do schodów o podobnym odcieniu, co panele. Bez dłuższego zastanowienia, wbiegli na górę. Usłyszeli krzyki dobiegające z pokoju na piętrze:
- Nie! Nie jestem czymś, co możesz oddawać z rąk do rąk! - blond-włosa walnęła pięścią w biurko ojca.
- To nie było pytanie, smarkulo! - jej ojciec uniósł rękę i walnął Lucy w twarz. Zamurowało ją. Fakt, często się kłócili, ale jeszcze nigdy jej nie uderzył. Na policzku dziewczyny został czerwony ślad. Łzy zaczęły spływać jej do oczu.
- Straciłeś córkę, nie masz córki! Nie potrzebuję najdroższych ubrań wysokiej marki, nie potrzebuję, byś organizował mi jakieś cholerne przyjęcia, potrzebuję miłości! - wykrzyczała przez łzy. - Gdzie jest mama?! - w tamtym momencie, do pomieszczenia wbiegli przyjaciele Lucy. - C-Co wy tu robicie? Zerwaliście się? - przetarła oczy, myśląc, że to tylko wyobraźnia. Nie, oni naprawdę tam byli, to nie była wyobraźnia. Uśmiechnęła się. W końcu znalazłam prawdziwych przyjaciół... pomyślała.
- O co w tym chodzi? - spojrzeli na nią pytająco.
- Później to wyjaśnię... - znowu zwróciła wzrok na ojca. - Zadałam pytanie! Gdzie jest mama?!
- Cóż... Straciła przytomność, więc moi ludzie zabrali ją do szpitala. - odpowiedział spokojnie.
- Czy ty wiesz, że ona jest poważnie chora?! - zaczęła się cofać. - Idiota! - wybiegła z pokoju. Natsu, Erza, Gray, Wendy, Happy i Charla chwilę się na niego patrzyli z politowaniem, po czym wybiegli za przyjaciółką.
Znowu musieli biegnąć, byli wykończeni po poprzednim wysiłku fizycznym, ale w końcu przyszli "odbić" Lucy:
- Co się stało? - zaczął Gray.
- Mama straciła przytomność, pewnie nie obudziła się do tej pory... Jest źle. - słychać było cichy szloch blondynki.
- Nie martw się na zapas. - Natsu złapał rękę dziewczyny. - Wszystko będzie dobrze, jesteśmy z Tobą. - uśmiechnął się szeroko. Blondynka wtuliła się w jego ramię, coś kazało jej to zrobić. Czuła się bezpiecznie.
- Pani Lucy, skąd Pani wie, gdzie została zawieziona Pani mama? - zapytała Wendy.
- Zawsze woził się do tego samego szpitala. - zatrzymała się. - To tutaj... - puściła ramię Salamandra i popchnęła wielkie, szklane drzwi. Podeszła do recepcjonistki.
- Przepraszam, czy dzisiaj została tu przywieziona Layla Heartfilia? - zapytała grzecznie.
- Och, Pani jest kimś z rodziny?
- Tak, a coś się jej stało? - zadała kolejne pytanie.
- Lekarz jest w gabinecie numer 23, 2 piętro po prawej.
- Dziękuję. - szybkim krokiem poszła do windy, oczywiście jej "ekipa" razem z nią.
Gdy już była na 2 piętrze, skierowała się do gabinetu lekarza. Zapukała.
- Proszę! - odpowiedział męski głos.
Weszła, dając znak przyjaciołom, żeby nie wchodzili za nią. Zamknęła drzwi i usiadła na fotelu, naprzeciw biurka lekarza:
- Co z moją mamą?
- Córka Pani Heartfilii? - spojrzał na nią.
- Tak. - odpowiedziała.
- Panienki mama jest w bardzo złym stanie... Można powiedzieć, że kolejne godziny będą decydujące. - oparł łokcie o biurku, oczekując reakcji. Dziewczyna zakryła twarz dłońmi i zaczęła łkać. Jeśli ona umrze, nie zostanie mi nikt z rodziny... Co ja zrobię sama? Nie dam sobie rady, a tylko mamie na mnie zależy... Te myśli ją dręczyły.
- Jest w sali obok... A teraz muszę iść do pacjenta. - wstał i otworzył drzwi, dając znak, żeby już wyszła. Gdy wyszła, ze łzami w oczach poszła do pokoju obok.
- Mamo... - złapała Laylę za rękę. - Nie zostawisz mnie, prawda? Powiedziałaś, że wygrasz z tą chorobą, że nie dasz mi kolejnego powodu do płaczu... - wtuliła się w zimną rękę matki.
Do sali weszła pielęgniarka:
- Musi Pani już iść. - spojrzała współczującym wzrokiem na Lucy.
- Rozumiem... - zarzuciła torbę na ramię, po czym poszła do przyjaciół.
- Jest źle? - zapytał Happy.
- Tak... "bardzo źle"... Nie chcę, żeby odchodziła... - łza spłynęła po policzku Lucy.
- Jesteśmy z Tobą. - Erza przytuliła przyjaciółkę.
- Pewnie będziemy mieć przechlapane za opuszczenie egzaminu... - Wendy sarkastycznie się zaśmiała.
- Mówi się trudno. Nie zabiją nas. Chyba... - Gray zaczął rozmyślać.
Różowo-włosy przytulił blondynkę.
- Na-Natsu...? - zająknęła się.
- Ja zawsze będę przy Tobie. - szeroko się uśmiechnął.
- Ona też tak mówiła... - chłopak wytarł łzy w kącikach oczu dziewczyny.
- Ja nie kłamię. Nie zostawię Cię. - rzekł poważnie. Z sali wybiegła pielęgniarka:
- Szybko, lekarz! Po podaniu leków, stan pacjentki jest drastyczny! - krzyknęła kobieta w pielęgniarskim stroju.
- Mamo! - Lucy rzuciła się, by wparować do pomieszczenia z hukiem, ale przyjaciele ją powstrzymali. Sunęła się po ścianie na podłodze i zaczęła łkać.
Lekarze bardzo długo się starali:
- Przykro nam... - rzekł jeden z nich, smutnym tonem.
- Kłamiesz! - wbiegła do środka. Pielęgniarki przykrywały jej matkę posłaniem, ale Lucy przeszkodziła im w tej czynności. Chciała zobaczyć ostatni raz twarz jej matki. Padła na krzesło, obok łóżka:
- Nie martw się... Nie mam Ci tego za złe... - z ciepłym uśmiechem wpatrywała się w oczy matki. - Po prostu, jesteś potrzebna po drugiej stronie, w tym lepszym świecie... Pozdrów ode mnie dziadka, dobrze? - ostatni raz wtuliła się w ciało matki. Zasłoniła ją kocem i wyszła z pokoju. Teraz przelatywały jej wszystkie chwile spędzone z matką. Chciała powstrzymać łzy, lecz nie mogła. To było za trudne. Nie został jej nikt z rodziny, poza ojcem, dla którego liczą się tylko pieniądze. Ruszyła w stronę wyjścia, a jej ekipa za nią. Szli w ciszy, co jakiś czas patrząc to w lewo, to w prawo. Nie chcieli widzieć zapłakanej twarzy nowej przyjaciółki. Happy sam się rozpłakał, widząc to. Do niej nie pasował smutek, do niej pasowało śmianie się, wspólna zabawa, nie łzy. Po wyjściu ze szpitala, znowu zamówili taksówkę i Gray znowu za wszystko płacił. Tym razem, bez protestu. Pojechali do Magnolii.
------
Pikny rozdział.. Łeł, ty nie chcesz mi użyczyć Mahiro do welcome.. I tutaj się dowiem! Uśmiercamy matkę Lucy! *~*
OdpowiedzUsuńAa, bierz sobie Mahiro xD Uśmiercamy! *-*
Usuń~Pozdrawiam
Fabularnie ciekawie, ale sporo ci brakuje w tworzeniu opisów, nad czym powinnaś popracować porządnie :)
OdpowiedzUsuń