Usłyszała, że jej telefon wibruje. Wyjęła go i przeczytała chwilę temu otrzymaną wiadomość:
Od: NieznanyOdwróć się...
Wystraszyła się. Bała się odwrócić, ale na myśl przyszła jej Levy, dla której jest wzorem. Zmarszczyła brwi, po czym szybko spojrzała się do tyłu. Zamarła przez to, co zobaczyła...
Wszystko było zamrożone. Ludzie, od których przedtem tętniło życiem, po prostu się nie ruszali. Całe miasto, a nawet powietrze przybrało szkarłatny kolor.
- Panienka Lucy pójdzie ze mną, czy powinienem zrobić coś tym biednym ludziom? - mężczyzna, który był odpowiedzialny za całe zdarzenie, wskazał na zwykłych przechodni. Przez głowę dziewczyny przebiegło tysiąc myśli. Nie wiedziała, co robić. Uciekać? A może walczyć?
- Nie krzywdź ich! - tajemniczy mężczyzna zaczął podchodzić do blondynki.
Miał kruczoczarne włosy związane w kucyka, oraz czerwone oczy. Był dobrze zbudowany i wysoki. Podszedł na tyle blisko, aby nastolatka mogła poczuć jego oddech na swojej szyi. Złapał ją za ramię i wrzucił siłą do jednego z samochodów, po czym szybko odjechał, a otoczenie wróciło do normy.
Dojechali do drewnianej, ubogiej chatki, na uboczach Magnolii, a może i poza nią. Wnętrze było jednak urządzone w nowoczesnym stylu. Głównie czarno-biała kolorystyka w nim panowała.
- Musisz na kogoś tu zaczekać - pchnął ją w stronę sypialni i zamknął drzwi. - Najlepiej, to się przebierz - powiedział na tyle głośno, by usłyszała to zza drzwi.
Pokój był stosunkowo mały. Podwójne łóżko zajęło większość przestrzeni, ale znajdowało się w nim też biurko, telewizor i biblioteczka.
Na krześle zauważyła piękną, błękitną sukienkę z falbankami, lekko połyskującą się. Nie miała wyboru, musiała posłuchać porywacza i się przebrać.
Już gotowa, stanęła przed lustrem. Zaczęła się chwiać, aż w końcu upadła na podłogę.
Czy nazwisko Heartfilia będzie mnie prześladować do końca życia? A może chodzi o coś zupełnie innego?, myślała, bez chwili wytchnienia. Usłyszała, że ktoś przekręca zamek w drzwiach. Do pomieszczenia wszedł blondwłosy, bardzo przystojny chłopak, z ciemnoniebieskimi oczami.
- Nazywasz się Lucy, prawda? - usiadł obok niej.
Dziewczyna nie odpowiedziała, jedynie kiwnęła głową.
- Tak wiele o Tobie słyszałem od Jude. Jesteś jeszcze piękniejsza, niż sobie wyobrażałem - delikatnie ją objął.
Lucy dalej milczała. Zwiesiła głowę, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
- Rogue nie był delikatny, prawda? - zapytał Sting, patrząc na dziewczynę.
- Odsuń się - szepnęła Lucy, licząc na to, że ktokolwiek jej pomoże. To się stało znowu. Była bezsilna. Wszyscy dookoła ją krzywdzili, jakby nie chcieli pozwolić na to, by przestała myśleć, a zaczęła działać.
- Wybacz - szybko wstał, wyciągając w jej stronę rękę. - Nazywam się Sting. Nasi ojcowie od dawna planują nasze małżeństwo.
- Ja... nie chcę wychodzić za mąż - spojrzała na niego, wzrokiem pełnym pogardy, jakim chciałaby spojrzeć w tym momencie na ojca.
- Nie od razu, ale tuż po zakończeniu szkoły - wyszedł z pomieszczenia, nie zamykając drzwi na klucz.
Nastolatka odczekała chwilę, mając nadzieję, że chłopak odejdzie na tyle daleko, by szansa ucieczki stała się prawdą. Zerwała się z miejsca i delikatnie uchyliła drzwi...
...
- Chyba jej nie ma w domu - Natsu, który miał zamiar wejść przez okno do domu Lucy, zauważył, iż jest ono zamknięte.
- Spróbuj wejść drzwiami, jak cywilizowany człowiek - Happy westchnął. - Tracę wiarę w ludzkość...
- Ale to jest za mało popisowe! - stwierdził różowo-włosy, zastanawiając się, co począć.
- N-N-Natsu... Ty... Myślisz...? - zapytał zdziwiony Exceed.
- Co w tym dziwnego? - chłopak nie rozumiał zdziwienia swojego małego towarzysza.
- Ech, nic, nie ważne - kotek chciał wybrnąć z tej rozmowy i jak najszybciej zobaczyć się z Lucy.
- Natsu, Happy? - usłyszeli dziewczęcy głos, który znali bardzo dobrze. Odwrócili się. Za nimi stała Lisanna. Dziewczyna, z którą dawniej spędzali każdą wolną chwilę - do czasu.
- Lisanna, przyszłaś do Lucy? - zapytał zdziwiony Natsu, drapiąc się po głowie.
- Nie, prawdę mówiąc, to nawet nie wiedziałam, że tutaj mieszka - uśmiechnęła się delikatnie, a jej białymi włosami delikatnie bawił się wiatr. - Chciałam spotkać się z dziewczynami w kawiarni, Lucy już tam pewnie jest. Taki damski wypad do miasta.
- Wszystkie dziewczyny z klasy? - Happy włączył się do rozmowy.
- Tak. Cóż, muszę lecieć, ale... nawet nie ważcie się mnie śledzić! - zaśmiała się i zaczęła kierować w stronę umówionego miejsca.
- Natsu, myślisz o tym samym, co ja? - Exceed spojrzał na nastolatka.
- Tak... Musimy za nią pójść! Zawsze byłem ciekawy tego, o czym plotkują dziewczyny! - radośnie pobiegli za Lisanną, licząc na to, że ich nie zauważy.
Lisanna była blisko wyznaczonego miejsca, gdy nagle zaczepili ją jacyś mężczyźni. Jeden z nich zaczął szarpać ją za ramiona, a drugi śmiał się z jej wystraszonej miny. Natsu, widząc, że dziewczyna jest w niebezpieczeństwie, nie mógł bezczynnie się wpatrywać. Natychmiast wybiegł ze swojej "kryjówki" i pobiegł w jej kierunku.
- Jakiś problem? - zapytał dwóch chłopaków.
- Nie, wrzuć na luz - natychmiast puścił dziewczynę, po czym obydwoje się oddalili.
- Dziękuję - rzekła Lisanna, spoglądając na Natsu. Zbliżyła się, dzieliło ich zaledwie parę milimetrów. Złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. Stał jak wryty, kompletnie nie spodziewał się takiego gestu z jej strony. Widać było, że ona go kocha, ale czy on to odwzajemniał?
... wyszła z pomieszczenia. Znajdowała się w salonie. Rozejrzała się dokładnie, poszukując wyjścia. Gdy kątem oka zauważyła wielkie drzwi wyjściowe, natychmiast do nich podbiegła. Były zamknięte, ale okno obok otwarte. Nie zastanawiając się, weszła na parapet, po czym wyskoczyła z parteru. Nie znała tej ulicy, ale zobaczyła, iż niedaleko jest przystanek autobusowy. Nie miała też przy sobie pieniędzy, jedynie rozładowany telefon. Zapytała jednego z przechodni, na jakiej dokładnie ulicy się znajduje.
- Trzeba będzie jakoś wrócić do domu - westchnęła. - Od dawna nie spędzałam czasu z Natsu... Może znalazł sobie dziewczynę? - zaśmiała się. - Ale... dlaczego to z takim trudem przechodzi mi przez gardło? Jestem beznadziejna - nagle się zatrzymała. Poczuła, że coś jest nie tak. Odwróciła się. Za nią nikogo nie było. Wydaje mi się..., pomyślała. Nagle, ktoś złapał ją za szyję i mocno zacisnął ręce. Zaczęła się dusić, oczy jej łzawiły. Musiała coś zrobić. Kopnęła napastnika w 'czułe miejsce'. Była w szoku. Jak wiele razy będzie musiała cierpieć?
- Uciekłam od ojca, pewnie o tym wiesz - dziewczyna spuściła głowę, nie patrząc w oczy człowiekowi.
- Ja.. ja nigdy tyle nie znaczyłem dla nikogo, co Ty znaczysz dla niego - czarnowłosy chłopak spojrzał na Lucy, opuszczając bezsilnie ręce ku ziemi.
- Nie, to nieprawda, dobrze o tym wiesz. Dla niej byłeś najważniejszy - Heartfilia próbowała złapać kontakt wzrokowy z Zerefem.
- Mówisz o sobie w trzeciej osobie? Dziwaczka - stuknął ją w głowę.
- Nie, nie mówię teraz o sobie - złapała się za bolący punkt. - Chodziło mi o.. Mavis. Ani razy nie przyszedłeś jej odwiedzić wtedy, kiedy przez Ciebie prawie umarła..
Zeref szyderczo się uśmiechnął, a czarne kosmyki włosów zasłoniły mu oczy.
- Chciała, bym się zmienił. Bym stał się dobrym człowiekiem. Prawie jej się udało mnie zmienić, więc musiałem się jej pozbyć - wiatr bawił się jego włosami, podczas gdy on patrzył na granatową barwę wieczornego niebo. - Dobrze mi być tym, kim jestem. Może i jestem psychiczny, może i ludzie boją się wymówić same moje imię, ale naprawdę kocham cierpienie innych.
- Nie pozbyłeś się jej do końca. Ona wciąż żyje, zdajesz sobie z tego sprawę. Jak się miewasz? - zapytała, ignorując wypowiedź Zerefa.
- Ty... pytasz się o samopoczucie człowieka, który chwilę temu chciał Cię zabić? - Zeref nie spodziewał się takiej reakcji. Liczył na jakąś obelgę ze strony dziewczyny.
- Na to wygląda - zaśmiała się. - Wiesz.. znajduję się teraz w beznadziejnej sytuacji, muszę iść. Pogadamy kiedy indziej!
- Co robisz w tej części miasta o tej po~- nie zdążył dokończyć pytania, ponieważ blondynka już sobie poszła. Westchnął. - Energiczna jak zawsze...
Zsunęła się po ścianie, zakrywając dłońmi twarz. Wrócił... on wrócił, powtarzając sobie te słowa w myślach, bała się. Zeref to chory psychicznie człowiek, pragnący jedynie cierpienia drugiej osoby. Przynajmniej takie mniemanie miała o nim Lucy.
Rok 2019, plaża, godzina 19
- Zerefie! Nie rób tego! - krzyczała blond-włosa dziewczyna, biegnąc w kierunku chłopaka.
- Mavis, nie zbliżaj się - powiedział, nie patrząc jej w oczy.
- Proszę!! - dalej krzyczała, dalej biegła ile sił w nogach, gdy nagle przed jej oczami pojawił się szkarłatny kolor. Padła na piasek, ledwo żywa, dalej patrząc w stronę Zerefa. - Z-Zerefie.. - wymamrotała ostatkami sił.
Ktoś strzelił do niej z pistoletu. Nie, nie "ktoś". To Zeref, to on chciał zabić osobę, którą naprawdę kochał, i która również go kochała.
- Mavis.. - spojrzał na nią z przerażeniem. Zerwał się z miejsca i zaczął biec w jej stronę. - POMOCY! Mavis! - padł przy niej na kolana i wyjął telefon. Wykręcił numer do pogotowia ratunkowego. Wokół niego rozlewała się kałuża krwi. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam, nie umieraj! Musisz żyć! Tylko Ty jedyna chciałaś mi pomóc..
Szpital
Dzisiaj też nie przyszedł. Jutro przyjdzie, prawda?, myślała Mavis, leżąc w szpitalnym łóżku i patrząc się w jeden punkt.
- Mavis! - przyjaciółka dziewczyny wbiegła do sali. - Nie musisz się bać, tutaj nic Ci nie grozi - usiadła obok niej na fotelu i złapała ją za rękę.
- Nie boję się. On nie chciał mi zrobić krzywdy. On potrzebuje pomocy - zaczęła płakać. - Ja nie potrafiłam mu pomóc - płakała coraz bardziej i coraz głośniej. Chciała jeszcze jeden, jedyny raz zobaczyć uśmiech chłopaka, którego pokochała całym sercem. Nie liczyło się to, że jest chory. Chciała być przy nim, wspierać go z całych sił. Codziennie razem się uśmiechać, rumienić, przytulać, móc na siebie liczyć. - Lucy, proszę, zostaw mnie samą.
- Jakiś problem? - zapytał dwóch chłopaków.
- Nie, wrzuć na luz - natychmiast puścił dziewczynę, po czym obydwoje się oddalili.
- Dziękuję - rzekła Lisanna, spoglądając na Natsu. Zbliżyła się, dzieliło ich zaledwie parę milimetrów. Złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. Stał jak wryty, kompletnie nie spodziewał się takiego gestu z jej strony. Widać było, że ona go kocha, ale czy on to odwzajemniał?
...
... wyszła z pomieszczenia. Znajdowała się w salonie. Rozejrzała się dokładnie, poszukując wyjścia. Gdy kątem oka zauważyła wielkie drzwi wyjściowe, natychmiast do nich podbiegła. Były zamknięte, ale okno obok otwarte. Nie zastanawiając się, weszła na parapet, po czym wyskoczyła z parteru. Nie znała tej ulicy, ale zobaczyła, iż niedaleko jest przystanek autobusowy. Nie miała też przy sobie pieniędzy, jedynie rozładowany telefon. Zapytała jednego z przechodni, na jakiej dokładnie ulicy się znajduje.
- Trzeba będzie jakoś wrócić do domu - westchnęła. - Od dawna nie spędzałam czasu z Natsu... Może znalazł sobie dziewczynę? - zaśmiała się. - Ale... dlaczego to z takim trudem przechodzi mi przez gardło? Jestem beznadziejna - nagle się zatrzymała. Poczuła, że coś jest nie tak. Odwróciła się. Za nią nikogo nie było. Wydaje mi się..., pomyślała. Nagle, ktoś złapał ją za szyję i mocno zacisnął ręce. Zaczęła się dusić, oczy jej łzawiły. Musiała coś zrobić. Kopnęła napastnika w 'czułe miejsce'. Była w szoku. Jak wiele razy będzie musiała cierpieć?
- Uciekłam od ojca, pewnie o tym wiesz - dziewczyna spuściła głowę, nie patrząc w oczy człowiekowi.
- Ja.. ja nigdy tyle nie znaczyłem dla nikogo, co Ty znaczysz dla niego - czarnowłosy chłopak spojrzał na Lucy, opuszczając bezsilnie ręce ku ziemi.
- Nie, to nieprawda, dobrze o tym wiesz. Dla niej byłeś najważniejszy - Heartfilia próbowała złapać kontakt wzrokowy z Zerefem.
- Mówisz o sobie w trzeciej osobie? Dziwaczka - stuknął ją w głowę.
- Nie, nie mówię teraz o sobie - złapała się za bolący punkt. - Chodziło mi o.. Mavis. Ani razy nie przyszedłeś jej odwiedzić wtedy, kiedy przez Ciebie prawie umarła..
Zeref szyderczo się uśmiechnął, a czarne kosmyki włosów zasłoniły mu oczy.
- Chciała, bym się zmienił. Bym stał się dobrym człowiekiem. Prawie jej się udało mnie zmienić, więc musiałem się jej pozbyć - wiatr bawił się jego włosami, podczas gdy on patrzył na granatową barwę wieczornego niebo. - Dobrze mi być tym, kim jestem. Może i jestem psychiczny, może i ludzie boją się wymówić same moje imię, ale naprawdę kocham cierpienie innych.
- Nie pozbyłeś się jej do końca. Ona wciąż żyje, zdajesz sobie z tego sprawę. Jak się miewasz? - zapytała, ignorując wypowiedź Zerefa.
- Ty... pytasz się o samopoczucie człowieka, który chwilę temu chciał Cię zabić? - Zeref nie spodziewał się takiej reakcji. Liczył na jakąś obelgę ze strony dziewczyny.
- Na to wygląda - zaśmiała się. - Wiesz.. znajduję się teraz w beznadziejnej sytuacji, muszę iść. Pogadamy kiedy indziej!
- Co robisz w tej części miasta o tej po~- nie zdążył dokończyć pytania, ponieważ blondynka już sobie poszła. Westchnął. - Energiczna jak zawsze...
Zsunęła się po ścianie, zakrywając dłońmi twarz. Wrócił... on wrócił, powtarzając sobie te słowa w myślach, bała się. Zeref to chory psychicznie człowiek, pragnący jedynie cierpienia drugiej osoby. Przynajmniej takie mniemanie miała o nim Lucy.
Rok 2019, plaża, godzina 19
- Zerefie! Nie rób tego! - krzyczała blond-włosa dziewczyna, biegnąc w kierunku chłopaka.
- Mavis, nie zbliżaj się - powiedział, nie patrząc jej w oczy.
- Proszę!! - dalej krzyczała, dalej biegła ile sił w nogach, gdy nagle przed jej oczami pojawił się szkarłatny kolor. Padła na piasek, ledwo żywa, dalej patrząc w stronę Zerefa. - Z-Zerefie.. - wymamrotała ostatkami sił.
Ktoś strzelił do niej z pistoletu. Nie, nie "ktoś". To Zeref, to on chciał zabić osobę, którą naprawdę kochał, i która również go kochała.
- Mavis.. - spojrzał na nią z przerażeniem. Zerwał się z miejsca i zaczął biec w jej stronę. - POMOCY! Mavis! - padł przy niej na kolana i wyjął telefon. Wykręcił numer do pogotowia ratunkowego. Wokół niego rozlewała się kałuża krwi. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam, nie umieraj! Musisz żyć! Tylko Ty jedyna chciałaś mi pomóc..
Szpital
Dzisiaj też nie przyszedł. Jutro przyjdzie, prawda?, myślała Mavis, leżąc w szpitalnym łóżku i patrząc się w jeden punkt.
- Mavis! - przyjaciółka dziewczyny wbiegła do sali. - Nie musisz się bać, tutaj nic Ci nie grozi - usiadła obok niej na fotelu i złapała ją za rękę.
- Nie boję się. On nie chciał mi zrobić krzywdy. On potrzebuje pomocy - zaczęła płakać. - Ja nie potrafiłam mu pomóc - płakała coraz bardziej i coraz głośniej. Chciała jeszcze jeden, jedyny raz zobaczyć uśmiech chłopaka, którego pokochała całym sercem. Nie liczyło się to, że jest chory. Chciała być przy nim, wspierać go z całych sił. Codziennie razem się uśmiechać, rumienić, przytulać, móc na siebie liczyć. - Lucy, proszę, zostaw mnie samą.
---
to było...... dziwne. Fajnie, ale dziwne. Liczę na rozwinięcie wątku z zerefem. Co do Lisannny niech się odczepi od Natsu( NaLu na zawsze itp.). Życzę weny oraz bezpieczeństwa, PhantomPL
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest dziwne, ponieważ ja jestem dziwna... nevermind. Zefciowi trzeba będzie poświęcić parę rozdziałów. A co do Lisanny... nie chciałam, żeby stała się jakimś.. 'czarnym charakterem' ;-; Dziękuję za wenę, na pewno się przyda. Pozdrawiam ;)
Usuń