Ośnieżone budynki, oszroniona trawa i zimny powiew wiatru idealnie komponowała się z okropnym humorem czarno-włosego chłopaka, którego dobrze znał prawie każdy człowiek. Zeref - samo imię wywoływało dreszcze u zwykłych ludzi, trzymających się z daleka od magii i innych absurdalnych według nich rzeczy. Chłopak szedł przez ulicę, zatrzymując się co chwilę i patrząc na radośnie biegające dzieci, za którymi wołają rodzice.
- Ten widok aż przyprawia mnie o mdłości... - pomyślał, wzdychając. - Ciekawe, co u Mavis? Może złożę jej wizytę? - zaśmiał się w myślach, uśmiechając pod nosem.
W końcu się zatrzymał, pod olbrzymim, dość starym budynku, który otoczony był wysokim płotem. Przy bramie stał ochroniarz, do którego podszedł Zeref.
- Dzień dobry! - rzekł mężczyzna, nie patrząc w oczy Zerefowi.
- Witam. Czy pozwoli mi pan wejść? - nie czekając na odpowiedź, chłopak delikatnie uchylił bramę, oczekując na reakcję ochroniarza.
- T-Tak - powiedział szybko. Nim się obejrzał, Zeref już był wewnątrz budynku. Westchnął cicho.
Przechodził długim korytarzem. Co chwilę, ludzie w ubraniach przypominających szpitalne wychodzili zza rogu. Doszedł pod drzwi, na których widniała tabliczka z napisem "Mavis Vermilion". Wszedł do środka bez pukania. Ujrzał leżącą w łóżku i patrzącą się w jeden punkt dziewczynę. Podszedł do niej, lekko się uśmiechając.
- Mavis, powiesz coś tym razem? - zapytał, siadając obok niej na łóżku.
- Krew... jest wszędzie... - szepnęła, łapiąc się za głowę. - To boli! - krzyknęła. Zaczęła płakać i szarpać się za włosy.
Zeref kliknął czerwony przycisk znajdujący się na ścianie obok jej łóżka. Zwiesił głowę, a jego oczy stały się ciemniejsze. Do pomieszczenia weszły dwie pielęgniarki, szybko podbiegając do łóżka dziewczyny. Próbowały ją uspokoić.
Kiedy w końcu leżała spokojnie, upewniły się, czy wszystko aby na pewno jest w porządku i wyszły.
- Mavis, przepraszam - wstał, dalej na nią patrząc. - Gdybym wtedy umiał bardziej opanować emocje...
- Zerefie! Nie rób tego! - krzyczała blond-włosa dziewczyna, biegnąc w kierunku chłopaka.
- Mavis, nie zbliżaj się - powiedział, nie patrząc jej w oczy.
- Proszę!! - dalej krzyczała, dalej biegła ile sił w nogach, gdy nagle przed jej oczami pojawił się szkarłatny kolor. Padła na piasek, ledwo żywa, dalej patrząc w stronę Zerefa. - Z-Zerefie.. - wymamrotała ostatkami sił.
Ktoś strzelił do niej z pistoletu. Nie, nie "ktoś". To Zeref, to on chciał zabić osobę, którą naprawdę kochał, i która również go kochała.
- Mavis.. - spojrzał na nią z przerażeniem. Zerwał się z miejsca i zaczął biec w jej stronę. - POMOCY! Mavis! - padł przy niej na kolana i wyjął telefon. Wykręcił numer do pogotowia ratunkowego. Wokół niego rozlewała się kałuża krwi. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam, nie umieraj! Musisz żyć! Tylko Ty jedyna chciałaś mi pomóc..
Człowiek, który leżał parę metrów dalej od Zerefa i Mavis, podniósł się na równe nogi i zaczął uciekać. Był to nie kto inny, tylko mężczyzna, który niegdyś porywał dziewczyny w jej wieku, po czym je gwałcił i sprzedawał - chyba, że któraś szczególnie mu się spodobała, wtedy ją sobie 'zostawiał'. Zwykle wybierał te z większymi krągłościami, ale nie tym razem. Mavis nie należała do tych, które były hojnie obdarowane przez matkę naturę, wręcz przeciwnie. Była ona drobna, ale jej twarz rzucała się w oczy.
- Zerefie, spokojnie, wiem, że to nie było specjalnie - szepnęła, mając zamknięte oczy. - Wybaczam Ci. Tylko obiecaj, że nie zrobisz niczego głupiego i będziesz żył jak normalny człowiek, do..brze? - mówiła coraz ciszej, aż w końcu całkowicie ucichła.
- Mavis, otwórz oczy! - nagle ujrzał światła karetki. - TUTAJ!! - krzyknął najgłośniej, jak potrafił.
Dziewczyna została przetransportowana do szpitala...
- Czekałam na Ciebie - z głębokich przemyśleń, wyrwał go ten ciepły głos, którego nie słyszał od dawna. - Wiedziałam, że przyjdziesz - mówiła przez łzy, uśmiechając się.
- Mavis.. - po jego policzku poleciała łza. - Pierwszy raz od dawna się odezwałaś - mocno uścisnął jej rękę.
- Tamtego dnia, kiedy chciałeś go zabić~-
- Nie żałuję. Ten skurczybyk powinien siedzieć w pudle, natomiast ja wylądowałem tam za niego! - przerwał jej, spuszczając głowę.
- Nie rozumiem Cię.. - odparła, starając się nie spotkać jego wzroku.
- Czas minął, Zerefie, pora na Ciebie - strażnik wszedł do pokoju, podchodząc do chłopaka. Nastolatek posłusznie wyszedł.
Wstała, ocierając zaczerwienione od łez powieki. Ponownie się dokładnie rozejrzała. Skojarzyła, którędy należy iść, by dotrzeć do centrum. Poszła drogą, którą uważała za słuszną. Jak się okazało, wcale nie była daleko od centrum Magnolii, to jedynie 20 minut pieszo. Nie wiedziała, gdzie teraz powinna iść, by być bezpieczną. Ktoś znowu chciał ją dopaść. Chyba nigdy nie zazna spokojnego, beztroskiego życia bez żadnych zmartwień, poza "Mam wypić kawę czy herbatę?". Ujrzała Natsu idącego gdzieś razem z Happym. Podbiegła do nich, czując się trochę bezpieczniej.
- Natsu! - stała tuż przed nim, lekko sapiąc.
- Co się stało? Myślałem, że miałaś się spotkać z dziewczynami - rzekł lekko zdziwiony, drapiąc się po głowie.
- Ojciec chce, żebym wyszła za nijakiego 'Stinga'.. Przed chwilą mnie porwano, musimy stąd iść, jesteśmy na widoku - pociągnęła go za rękaw w stronę jego mieszkania.
- Czyli ojciec nie dał Ci spokoju? Co za uparty gbur. PRAWIE równa się z Grayem - skrzyżował ręce, a Happy tylko przytaknął.
- Pff, już dawno przewyższył Gray'a - zaśmiała się Lucy.
- Niech Ci będzie, możesz zostać u mnie - Natsu otworzył drzwi od swojego domu.
- Dziękuję. Wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć - weszła do środka. Usadowiła się na fotelu, włączyła telewizor, i starała się zachowywać tak, jak Natsu zachowuje się u niej.
- Czy mi się wydaje, czy próbujesz mnie naśladować? - podszedł do niej z podejrzliwą miną.
- Niee, tylko Ci się wydaje - odparła, wlepiając wzrok w telewizor.
- I tak wiem swoje! - krzyknął, kierując się w stronę kuchni.
- Aye - przytaknął Happy, siadając na lewym ramieniu Lucy.
Zapadł wieczór. Wieczór, w którym miało stać się coś strasznego...
Siedział wygodnie w swoim fotelu, przeglądając stare dokumenty. Natrafił na kartkę papieru z napisem "Zeref". Nie potrafił rozczytać nazwiska, bo było jakby specjalnie rozmazane.
- Znowu się spotykamy, Jude - usłyszał przerażający głos za sobą. Przez Heartfilię przeszły ciarki.
- Czego tutaj chcesz? - zapytał, odwracając się. Wnet przeszył go przerażający ból i jedyne, co mógł dostrzec, to szkarłatny kolor tuż przed jego oczami.
- Widzimy się po drugiej stronie - rzucił, wychodząc z pomieszczenia. Zamknął je na klucz, upewniając się, że nikt nie pomoże mężczyźnie.
---
Zostałaś nominowana do LBA. Więcej informacji na moim blogu:
OdpowiedzUsuńhttp://seylafairytail.blogspot.com/2016/01/libster-blog-award.html?m=1
W wolnej chwili zajrzę ;)
OdpowiedzUsuń